Czasami jestem pytana o to, czy jestem wdzięczna za coś moim rakom. 🤔
Nie jestem. ❌
Sobie – niejednokrotnie tak, ale nie im.
Zawsze traktowałam je jedynie jako okoliczności, w których przyszło mi żyć.
Trudno być wdzięcznym okolicznościom. 🤷 One po prostu są. Raz lepsze, raz gorsze. Czasem wylosujemy coś w życiowej loterii, co budzi radość, czasem coś, co wywołuje lęk czy ból.
Mimo dwóch nowotworów złośliwych, które przyszło mi leczyć, nie uważam się za pechowca. Dostałam też mnóstwo zupełnie innych okoliczności, które mi sprzyjają. 🥰
A rak? Cóż. Nie należy do tych rzeczy, które wywołują uśmiech. 🙄
Ale chyba wiele zależy od nas – co zrobimy z tymi niefortunnymi okolicznościami zdrowotnymi.
👉 Jakie wyciągniemy z nich lekcje.
👉 Jak pozwolimy się wzmocnić mimo słabości.
👉 Czy zatrzymamy się w smutku i lęku, czy odważymy się zrobić krok dalej.
Cały poprzedni tydzień spędziłam w krainie, gdzie lazur nieba zlewa się z wodą. 🥹
Czy gdybym dwukrotnie nie zachorowała, to trafiłabym w takie miejsce? Nie wiem.
Czy gdybym nie odważyła się wyjść ze swej strefy komfortu, to mogłabym Wam pokazać to zdjęcie? Na pewno nie!
Pamiętajcie – rak, to tylko okoliczność, w której przyszło Wam żyć. Od Was zależy, jak będziecie żyć. ☝️ Serio. Niezależnie od zaawansowania choroby czy rokowań.
Póki jesteśmy na tym świecie, to mamy prawo szukać swojego lazurowego nieba.
Nie musi być daleko. 🤗
Dajcie proszę znać w komentarzach pod dzisiejszym postem na blogu na FB, gdzie Wy szukacie swojego „lazurowego nieba” i czy w ogóle macie odwagę otworzyć oczy, by je zobaczyć.