BIAŁY MIŚ 🐻❄️

Kiedy jest się pacjentką onkologiczną, posiadanie dzieci (no dobra, przyznaję – nie jest to najszczęśliwsze wyrażenie 🤦‍♀️, może zamieńmy je na „bycie mamą”) ma swoje dobre 👍 i złe 👎 strony.

Leczeniu onkologicznemu towarzyszą troski różnorakiej natury.


👉 Przychodzi zmartwienie, czy zwyczajnie fizycznie podoła się obowiązkom macierzyńskim. Z pewnością trudniej jest przy małych dzieciach, z którymi nie można wynegocjować pory posiłku czy czasu wspólnej zabawy. Ale i przy tych starszych chciałby się mieć siłę zawieźć na zajęcia pozalekcyjne, pomóc przy projekcie do szkoły, czy uczestniczyć w ważnej uroczystości.

👉 Dochodzi troska o to, jak zniosą to psychicznie. Pomimo wszystkich starań, by przeprowadzić ich jak najlepiej przez to towarzyszenie w chorobie, mimo długich rozmów, dzielenia się nie tylko troskami, ale i radościami po kolejnych wizytach lekarskich, niezależnie od prób oswojenia tematu i rozładowania napiętej atmosfery w domu… pozostaje lęk, jak to wszystko odbije się na ich poczuciu bezpieczeństwa i zdrowiu psychicznym.

👉 Pojawia się też troska o ich zdrowie fizyczne. Nerwowe sprawdzanie mutacji genowych, izolowanie się po otrzymanych dawkach izotopów w trakcie badań.

👉 I ta chyba nigdy nie kończąca się obawa o ich przyszłość. Czy wystarczy życia, by przeprowadzić ich przez kolejne etapy dorastania.

Wydaje mi się, że przeprowadziłam moje dzieci przez swoje problemy zdrowotne najlepiej, jak umiałam. 🤷‍♀️ Zrobiłam wszystko, co mogłam, by czuły się bezpiecznie i nie musiały dorastać zbyt szybko.

Mimo tego, gdy czasem w beztroskiej codziennej rozmowie przemycą wypowiedziane drżącym głosem zdanie „żeby tylko mama już nie miała raka”, to pęka mi serce. 💔

I to jest ta mroczna strona.

Ale jest i ta cudowna! 🥰

Wsparcie, jakie otrzymuję od moich dzieci, jest niezwykłe i trudno mi je ubrać w słowa. 🫶

Oni też nie zawsze potrafią nazwać to, co chcą wyrazić. Wtedy gonią tatę do sklepu, by koniecznie kupić białego misia-lekarza, który będzie dbał o zdrowie mamy.


Czy są tu jakieś onko-mamy albo onko-tatusiowie? Dajcie znać w komentarzach pod dzisiejszym postem na blogu na FB, jak sobie radzicie z łączeniem roli pacjenta i rodzica.