Mam naturę samotnika, nie lubię tłumu, mam upiorny syndrom Zosi-samosi.
Jednak moje raki otworzyły mnie na uczestnictwo w różnych grupach.
Zaczęły małymi krokami – od umiejętności życia przez dłuższy czas z przypadkowymi osobami w hotelu przyszpitalnym, potem oswoiły z salą na oddziale pełnym pacjentów i osób je odwiedzających (tak, z tymi osobami odwiedzającymi, to było dawno temu…) i z poczekalniami z tłumem chorych.