Podczas moich rozmaitych perypetii onkologicznych miałam kontakt z całym sztabem pielęgniarek i pielęgniarzy. I śmiało mogę powiedzieć, że w znakomitej większości jest to ekipa Aniołów.
Aniołów szalenie zapracowanych i pewnie finansowo nie docenianych, a mimo to empatycznych, delikatnych, kompetentnych i zaangażowanych w poprawę funkcjonowania pacjentów. To Osoby, które nie tylko podpinają kroplówki, ale też dzielą się piórami ze swoich skrzydeł, by unieść zrozpaczonych chorych z najgłębszych dołków. Głaszczą po twarzy, trzymają za rękę, okrywają kocami i dobrym słowem.
W swojej całej onkohistorii pamiętam trzy historie niewłaściwego zachowania czy może kompetencji:
Pielęgniarka, która nie chciała nakarmić staruszki leżącej ze mną w sali. Starsza pani nie dość, że była dramatycznie połamana, to z poważnymi zaburzeniami pamięci i zupełnie samotna. Leżała głodna, nie będąc w stanie nawet sięgnąć po jedzenie i nie do końca mając świadomość, że gdzieś zostało postawione. Pielęgniarka drwiąco stwierdziła, że chora powinna sobie poradzić, bo przecież może jeść normalnie.
Pielęgniarka, która być może miała gorszy dzień (bardzo chcę myśleć, że to była tylko zła chwila, a nie całokształt podejścia do swojego zawodu) i okrzyczała pacjentkę za to, że ta nie bardzo wiedziała, jak się zachować z wenflonem wbitym w rękę. Dla tej chorej to była nie tylko pierwsza chemioterapia, ale i pierwszy wenflon w życiu.
Pielęgniarka, która, mówiąc bardzo oględnie, była mało delikatna przy wkłuciach. A mówiąc dosadniej, u co drugiej osoby wywoływała łzy lub krzyki.
Nie po to, by kogoś osądzać. Ja też nie wszystko robię w życiu idealnie.
podpowiedzieli, do kogo podejść po delikatne wkłucie.
I doceniajmy naszych medycznych Aniołów!
Dajcie znać w komentarzach pod postem na blogu na FB, jakie są Wasze doświadczenia z Pielęgniarkami/Pielęgniarzami, zwłaszcza onkologicznymi.