Leczenie onkologiczne ma swoje etapy. ,
,
… A etapy mają to do siebie, że się kończą.
Jakby długie nie wydawały się na początku, ile by nie było zaplanowanych naświetlań czy kursów chemioterapii, nadejdzie ten dzień, kiedy będzie „to ostatnie”.
I choć zazwyczaj nie oznacza to końca całego leczenia, to uwierzcie mi, że warto celebrować koniec pewnego etapu.
Nawet jeśli przed nami nieznana ilość kolejnych…
Mało kto dałby radę znieść mentalnie całe leczenie kompleksowo. Kiedy jest się na początku drogi, trudno myśleć o planowanym zakończeniu leczenia za kilka długich miesięcy. Dlatego dzielmy ten czas na kawałki.
Jeździliście jako dzieciaki na kolonie lub obozy?
Jeśli tak, to pewnie znacie określenie „zielona noc”. Takie pożegnanie na wesoło z tym, co właśnie ma się skończyć.
Jeśli nawet pożegnanie z fantastycznymi przygodami i nowymi znajomymi można było zorganizować na wesoło, to, co dopiero pożegnanie z czymś, za czym wcale nie będziemy tęsknić!
Powinno być z rozmachem!
Pełne radości i symboliki, że coś trudnego zostawiamy już za sobą.
Zróbcie to!
Zróbcie zieloną noc ostatniej chemii, ostatnim naświetlaniom, czy ostatniej planowanej operacji.
Bawcie się tym tak, jak wtedy, gdy smarowaliście klamki pastą do zębów i zaszywaliście nogawki piżam kolegom.
Ja przy ostatniej chemii, poprosiłam pielęgniarki, żeby w kroplówce podały mi szampana.
Przysięgam, że podały.
Spytajcie mojego męża.
Efekt był piorunujący! Owszem, szampan ściął mnie z nóg, ale tak na wesoło, że chichrałam spod kołdry, jak głupi do sera.
Dajcie znać, jak Wy celebrujecie swoje ostatnie onko-przygody!
Słyszałam, że w którymś mieście w sali chemioterapii dziennej jest specjalny dzwonek bo oddzwaniania ostatniej chemii. Super pomysł!
Podzielcie się swoimi!
Czekam na Wasze opowieści o zielonych nocach pod postem:
https://www.facebook.com/104684551603772/posts/122782876460606/