Męczę Was i męczę tym tematem profilaktyki raka piersi, badaniami, wizytami u lekarza, gdy tylko zauważycie coś niepokojącego. Zachęcam, namawiam, przestrzegam…
I to będzie bardzo dobre pytanie.
Badałam się systematycznie – i sama, i w gabinecie lekarskim na usg. Regularnie płaciłam ciężkie pieniądze, chodząc do prywatnego gabinetu, bo zależało mi na dobrym sprzęcie i porządnej opiece, w rozsądnych terminach. I kiedy tylko coś mnie zaniepokoiło – szłam na konsultację.
Niestety lekarz, do którego się zgłaszałam, zlekceważył zmiany w moich piersiach. Kolejny raz odesłał do obserwacji i kontroli za parę miesięcy, zwalając dolegliwości na domniemany stan zapalny.
Dałam się uspokoić… Ucieszyłam się, bo znacznie przyjemniej jest usłyszeć, że to nic takiego niż diagnozę poważnej choroby.
Właśnie w tym miejscu popełniłam błąd.
Ale czasu nie cofnę…
„taka pani uroda”…
Gruboigłowa! nie dajcie się zbyć inną.
W najgorszym (co ja mówię?! w najlepszym!) wypadku będą za Wami szeptać „to ta upierdliwa baba, co ciągle wymuszała kolejne badania, a w końcu wyszło, że nic jej nie jest”.
Naprawdę lepiej być upierdliwą babą niż martwą.
Dajcie znać, proszę, pod postem: