Leczenie choroby nowotworowej jest ogromny wyzwaniem nie tylko dla samego pacjenta czy pacjentki, ale i dla rodziny, przyjaciół, znajomych, partnera czy partnerki. Temat bardzo szeroki, ale zważywszy na jutrzejsze święto, chciałam go poruszyć od romantycznej strony.
Czy mając raka na karku (swoim czy partnera/partnerki) można zachować romantyczną odsłonę związku?
Z pewnością jest to bardzo trudne.
Czy gdzieś między cyklami chemii lub świeżo po operacji można zorganizować randkę przy świecach?
Na pewno jest sporym wyzwaniem udekorowanie rzeczywistości pacjenta czerwonymi serduszkami.
Ale wiecie co? Ja lubię wyzwania!
Piżamki z kieszeniami na dreny nie muszą być z natury szkaradne.
Pościel, na której odpoczywamy, to nie musi być ta „co najłatwiej się pierze”, możemy wybrać tę, która jest nie tylko miła w dotyku, ale i piękna.
Tę jedyną kaszkę czy galaretkę, którą chwilowo jesteśmy w stanie przełknąć, można na talerzu uformować w serduszko.
Jeśli zapachy powodują natychmiastowe mdłości czy ból głowy, można zapalić sobie świeczki z naturalnych materiałów, bez żadnych ulepszaczy aromatycznych.
Nawet jeśli już nie mamy paznokci, które można pomalować, to można założyć na ręką nie uwierającą bransoletkę.
Pewnie oszałamiający zapach frezji pognałby nas do łazienki, ale przecież możemy na stole postawić choćby aloesa w ozdobnej doniczce.
Nawet ONS-y, którymi być może właśnie wspomagamy swoją dietę, można rozlać do kieliszków i wetkąć w nie palemki.
Może powiecie, że takie gesty, to trochę oszukiwanie rzeczywistości. A ja sobie myślę, że sam fakt podjęcia STARAŃ, aby zwykły dzień bliskiej osoby stał się bardziej romantyczny – już budzi ciepełko w sercu. Zbliża do siebie ludzi, którzy mimo trudnych okoliczności przyrody próbują podsycać wzajemne uczucia, pielęgnować bliskość i dbać o swoje związki.
Na propozycje konkursowe czekam pod postem: