Na warsztatach terapii simontonowskiej usłyszałam wiele słów, które zmieniły moje podejście do różnych spraw. Dziś chciałam Wam napisać o jednej z tych kwestii, które głęboko wyryły mi się w pamięć.
Podobno dużo łatwiej z emocjami w trakcie choroby onkologicznej i w myśleniu o własnej śmiertelności radzą sobie pacjenci, którzy albo są głęboko wierzący w życie pozagrobowe (niezależnie od konkretnej religii czy wyznania) albo są przekonani, że takowe życie nie istnieje . Najtrudniej jest tym wątpiącym.
Wydaje się to całkiem logiczne.
Bo, mówiąc w ogromnym uproszczeniu, albo żyje się nadzieją na to, że niezależnie, jak potoczy się leczenie, to będzie coś dalej albo można sobie poukładać w głowie sprawy tak, by wycisnąć to ziemskie życie do ostatniej kropelki nie licząc na nic więcej. Oczywiście, sama widzę, że to co napisałam brzmi nieco trywialnie, ale mam nadzieję, że rozumiecie, o co mi chodzi.
No i ok, przyjęłam tę informację do wiadomości.
Natomiast długo zastanawiałam się, co ona może wnieść praktycznego dla samego pacjenta. Przecież nikt na wieść o tym, że wątpiącym najtrudniej, nie postanowi „dobra, to już nie będę wątpić”. Owszem, po usłyszeniu diagnozy choroby nowotworowej, zdarzają się i nawrócenia i bunty wobec religii. Ale nikt nie zmienia swojej wiary tylko dlatego, że psychoonkolog powiedział, że tak albo śmiak będzie łatwiej niż gdzieś po środku.
Ale w końcu wymyśliłam, jak konkretnie można podejść do tematu.
I tym razem moja wskazówka będzie skierowana nie do samych pacjentów, ale do osób wspierających:
Proszę, w tym trudnym czasie, jakim jest leczenie onkologiczne, nie wzbudzajcie w pacjencie wątpliwości odnośnie wiary. Nie burzcie jego systemu wartości, bo i tak zbyt wiele rzeczy runęło mu w momencie usłyszenia diagnozy.
Nie nawracajcie na siłę.
Ale też w drugą stronę – nie mówcie rzeczy w stylu „gdyby był Bóg, to by na to nie pozwolił”.
Wspierajcie pacjenta zgodnie ze swoimi przekonaniami, ale nie przerzucajcie własnej wiary czy niewiary na niego. I bez Waszych wątpliwości pewnie pojawiają się w nim rozterki egzystencjalne, nie pogłębiajcie ich proszę, nie ruszajcie w posadach tego, co być może trzyma go w pionie.
Nie bądźcie jak morze, które z pięknej świątyni w Trzęsaczu zostawiło jedną ścianę z pomarańczowej cegły, która ni to jest kościołem ni to nie jest.
Jestem bardzo ciekawa Waszych przemyśleń w tym temacie. Dajcie znać w komentarzach pod dzisiejszym postem na blogu na FB!