ŻÓŁTY PIGMENT 😶

👉 Po zasadniczym leczeniu mojego drugiego nowotworu złośliwego, wielokrotnie usłyszałam, że czas wykrycia ewentualnych przerzutów u pacjentki po raku piersi (będę mówić o jakiejś teoretycznej pacjentce, bo siebie samej wizją ewentualnych przerzutów nie chcę obciążać) nie ma znaczenia dla czasu jej przeżycia.

I że w związku z tym nie ma co robić zbyt wielu badań, jeśli nie ma niepokojących objawów.

I powiem Wam tak – trochę to rozumiem, a trochę nie. 🙂🙃

Bo może rzeczywiście ze statystyk tak wynika, że ten czas nie ma znaczenia, a wdrożenie wcześniejszego leczenia też jest przecież obciążające dla ciała i głowy. 👍 Ale z drugiej strony w mojej głowie zupełnego laika medycznego pojawia się zaraz wątpliwość pt. „No hello, ale chyba, jak np. w wątrobie wykryje się malutką zmianę, to łatwiej się jej pozbyć, niż jak problemy zauważy się na etapie zajęcia już całego narządu?!” 🤷

I ja dopuszczam możliwość, że z tą moją wątpliwością w głowie ☝️ bardzo się mylę.

💁‍♀️ Ale trudno się pozbyć niepokoju, skoro nikt nigdy mi tego dokładnie NIE WYTŁUMACZYŁ. Choć próbowałam dowiedzieć się nie raz.

💁‍♀️ A jeszcze trudniej mi to zaakceptować, gdy słyszę, że w jednym ośrodku ta sama pacjentka jednak dostaje standardowo skierowania na badania kontrolne, o które nie mogła doprosić się gdzie indziej i słyszała jeszcze przy tym karcące „po co przerzutów się doszukiwać”. Co zatem jest prawidłowym postępowaniem, a co nadużyciem?

Żeby było jasne – ja nie mówię o obsesyjnym sprawdzaniu wszystkiego w kółko. 🧏‍♀️ Nie mówię o robieniu PET-a co pół roku i uporczywym trwaniu w statucie chorego wtedy, kiedy jest już wszystko dobrze.

Mówię o zwykłym usg brzucha raz w roku, RTG płuc czy sprawdzeniu tarczycy raz na jakiś czas. Przecież to są badania, które powinien mieć wykonywany każdy człowiek w ramach profilaktyki.

Dlaczego więc odmawia się ich osobom z dodatkowym ryzykiem? 🤔

Rozmawiam z wieloma pacjentami każdego dnia i wiem, że wątpliwości odnośnie badań kontrolnych niepokoją nie tylko mnie. Niepokoją na tyle, że pacjenci podpowiadają sobie, co trzeba lekko podkoloryzować na wizycie, aby dane skierowanie dostać. 🫣

Czy to jest normalne❓
Czy to pomaga spokojnie kontrolować swoje zdrowie❓
Czy naprawdę pacjent ma się smarować żółtym pigmentem, symulując chorą wątrobę, aby móc zrobić proste i niejednokrotnie tanie badania❓

Ktoś zna odpowiedź na moje pytania? 🧐


Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń w temacie, który dziś chcę poruszyć. 🤗 Ale też bardzo chciałabym przeczytać jakąś opinię Lekarza czy Lekarki, który tu być może zajrzy. 🧐 Czekam na wszystkie komentarze na blogu na FB pod dzisiejszym postem.